O makaronie, pizzy, przełęczach i wulkanie – Włochy 2015

Decyzja o zmianie kierunku wakacyjnej podróży została podjęta na tydzień przed planowanym urlopem. Początkowo mieliśmy jechać do Grecji, lecz w ówczesnej sytuacji „politycznej” nie chciałem narażać naszego życia i zdrowia, wobec czego, ostatecznie wylądowaliśmy we Włoszech ;)

Dzień 1 (28.08.2015)

Trasa +/-
W siodle: 5 godzin
Przejechany dystans: 391km

Wyjeżdżamy w piątek po mojej pracy. Udało mi się wyrwać troszkę wcześniej, co pozwoliło nam opuścić Kraków około godziny 17:30. Jak widać na zdjęciach humory dopisują, a obładowanie DL’a nie powinno dziwić… Kobieta na pokładzie oznacza… Każdy wie co :P
Tego dnia chcemy dojechać jak najbliżej granicy czesko – austriackiej. W nocy, po drodze znajdujemy camping nad jeziorkiem w okolicy Dolní Věstonice gdzie rozbijamy namiot i kładziemy się spać.

     

Dzień 2

Trasa +/-
W siodle: 13 godzin
Przejechany dystans: 701km

Poranek był bardzo rześki i ciężki (aqlec). W nocy bardzo zmarzliśmy :( Podczas śniadania, zaproponowałem Aguśce, byśmy zahaczyli o Alpy – zależało mi na tym, bo moja dziewka nigdy tam nie była, a pamiętam, że na mnie wywarły nieprawdopodobne wrażenie.
Jazda autostradami bardzo się dłużyła. Monotonia i nieustanny szum wiatru wzmagały tylko apetyt na to co nas czeka.
W miarę upływu czasu, teren zaczynał się robić coraz bardziej górzysty, a motocykliści zaczęli się pojawiać jak grzyby po deszczu. Pogoda sprzyjała – ani za zimno, ani za ciepło.
W miejscowości Lienz zatrzymaliśmy się pod Lidlem by posilić się i rozprostować kości. W zasadzie, można ten postój potraktować jako początek naszych wakacji. Mając w pamięci moją przygodę w Alpach (Na pohybel przełęczom – czyli Alpy i Dolomity 2014) kręciliśmy się po drogach i przełęczach. Po drodze, uzupełnialiśmy braki naklejek forumowych na mijanych przełęczach :P Na nocleg zatrzymaliśmy się u Pani, u której z Wujkiem poprzedniego lata nocowaliśmy (http://allriders.pl/forum/topic/218-wlochy/?p=1766).

PS Jak jej pokazałem zdjęcia z ubiegłorocznej wizyty, to rozpoznała mnie :P

                                             

Dzień 3

Trasa +/-
W siodle: 7 godzin
Przejechany dystans: 236km

[i]Na początku wspomnę, że po Włoszech nie poruszamy się drogami płatnymi, wobec czego „pyrkamy” sobie lokalnymi dróżkami. Czasem dziwić może, że w ciągu 7 godzin robimy przebiegi raptem 250km. Musicie pamiętać, że czas uwzględnia postoje, a po lokalnych krętych drogach szybko się nie da jeździć… Zwłaszcza jeśli dojeżdżasz do kilku ciężarówek, których średnia prędkość na górskich drogach oscyluje w okolicy 20-30 km/h…[/i]

Wypoczęci i najedzeni po sutym śniadaniu wyruszamy przed siebie. Na mapie wskazaliśmy palcem na Lago di Garda, gdzie chcieliśmy wcześnie dojechać by odpocząć i poplażować.
Zostawiamy za sobą kręte i górzyste drogi i wjeżdżamy na SS12, która była mocno zatłoczona. W żółwim tempie jechaliśmy naprzód, rozkoszując się tym co natura stworzyła. Po drodze mijaliśmy dużo motocyklistów – przeważnie na BMW. Gdzieniegdzie „za rogiem” czaił się pan policjant z radarem w ręku czy czyhający na swoją ofiarę.
W końcu udało się dojechać do Trydent, gdzie odbiliśmy na zachód. Droga SP85 pozostawiała wiele do życzenia… Nawierzchnia, aż się prosi o nowy asfalt… Modliłem się, by wreszcie wjechać z powrotem na „normalną drogę”.
Lago di Garda objeżdżamy zachodnią stroną – wszystkim polecam ten odcinek. Kręta, wąska droga, ciągnąca się wzdłuż jeziora – cudo!!
Trafiamy na camping, znajdujący się zaraz przy jeziorze. Szybko się przebieramy i na plaży łapiemy popołudniowe promienie słońca. Gdy zrobiło się chłodniej poszliśmy na spacerek do sąsiedniego miasteczka by uzupełnić zapasy ;)

                                   

Dzień 4

Trasa +/-
W siodle: 8 godzin
Przejechany dystans: 280km

Tego dnia pozwoliliśmy sobie na troszkę luksusu i spaliśmy do 10. Chcieliśmy dotrzeć w okolice Livorno. Niespiesznie się spakowaliśmy i wyruszyliśmy przed siebie. Im dalej na południe tym czuło się „większy” luz na drodze. Spod świateł, z pasa do lewoskrętu wszyscy jadą na wprost… Dziwne zwyczaje, do których z czasem przywykłem i też tak robiłem :P
Polecam drogę SR62. Bardzo malownicza i przyjemna do jazdy, lecz niezwykle „czasochłonna”. Nie da się na niej rozwinąć niebotycznych prędkości z tego powodu, że jest na niej wiele zakrętów.
Po dotarciu do nadbrzeża zapragnęliśmy się wykąpać w morzu. Niestety, w miejscowości Viareggio nie znaleźliśmy żadnego B&B i ostatecznie wylądowaliśmy na przypadkowo znalezionym campingu.
Nie czekając długo od razu pograliśmy na plaże ;)

           

Dzień 5

Trasa +/-
W siodle: 10 godzin
Przejechany dystans: 460km

W nocy było bardzo zimno :( Troszkę zmarzliśmy. Dzisiejszego dnia nastawieni byliśmy na zwiedzanie.
W pierwszej kolejności odwiedziliśmy Pizę. Znaleźliśmy parking w samym centrum, gdzie za przysłowiowe grosze zostawiliśmy motocykl, a czarnoskórzy ochroniarze obiecali, że będą pilnowali naszego „dobytku”. Było to dosyć istotne, bo chcieliśmy zrzucić z siebie motocyklowe rzeczy, gdyż z nieba lał się żar. Generalnie mijały nas watahy skośnookich z aparatami o obiektywach sięgających ziemi ;) Nie obyło się też bez bezdomnych i „ciapatych” wciskających wszystkim oryginalne rzeczy za 1 euro ;)
Kolejnym miastem na naszej drodze była Florencja. Długo szukaliśmy miejsca, gdzie moglibyśmy zostawić moto i się przebrać. Ostatecznie wylądowaliśmy w podziemnym garażu gdzie musieliśmy zapłacić nienormalnie dużo jak na 3 godziny postoju…
Aga bardzo lubi pocztówki, przez co pierwsze co zrobiła to pognała do kiosku i kupiła parę na pamiątkę. Przy okazji dostała mapę Florencji, która nam się bardzo przydała :P Zwiedzaliśmy miasto z zapartym tchem. Bardzo nam się podobało i z wielką przyjemnością zostalibyśmy tam na dłużej, lecz dziś chcieliśmy dojechać do Rzymu.
Droga bardzo nam się dłużyła. Mieliśmy parę „podbramkowych” sytuacji, gdzie nieopatrzeni kierowcy wymuszali pierwszeństwo…
Do Rzymu dotarliśmy późną porą – około 23 w nocy. Nasza nawigacja zaczęła wariować, bo AutoMapa zaczęła wyświetlać budynki w 3D… Przysporzyło nam do wiele kłopotu. Krążyliśmy tam i z powrotem, błądząc na oślep… Przypadkiem trafiliśmy do jakiejś szemranej dzielnicy… Zaparkowaliśmy motocykl i goniliśmy od jednego bloku do drugiego w poszukiwaniu noclegu na najbliższe dwa dni. W pewnym momencie, gdy zrobiliśmy duży ruch na wymarłej ulicy podszedł do nam pewien gość i po polsku zaczął mówić. Marcin, motocyklista, kelner, pracujący w restauracji na przeciwko żyjący we Włoszech od kilkunastu lat. Zaproponował nam, że może pomóc w znalezieniu noclegu – mówił, że zna gościa od którego wynajmował kiedyś mieszkanie i może nas do niego zabrać. Wzięliśmy wszystko co najcenniejsze z motocykla i poszliśmy z nim. Nie było nas może 5 – 10 minut przy DLu. Gdy udało się załatwić pokój, zeszliśmy po nasze rzeczy. Recepcjonista wracając do siebie, trzymał w rękach nasz namiot, który był przytroczony do kufra ekspandorami… Powiedział, że jeszcze kilka minut i nic byśmy nie mieli na motocyklu… Pomimo jego interwencji ukradli Adze okulary, chustkę na moto i parę bzdetów… Zapowiadało się niezbyt ciekawie…
Po dniu pełnym wrażeń padliśmy nie wiedząc kiedy.

                                           

Dzień 6

Cały dzień zwiedzaliśmy Rzym. Chodziliśmy to tu to tam. Jedliśmy pyszne dania. Kręciliśmy się gdzie popadnie.

                                Włochy 2015  

Dzień 7

Trasa +/-
W siodle: 3 godzin
Przejechany dystans: 152km

Nadszedł czas na opuszczenie Rzymu. Marcin powiedział nam, że ze swoją dziewczyną uwielbia jeździć na „rajską” plażę w Sabaubii. Nie myśląc długo pędzimy w tamtym kierunku. Po drodze zahaczamy o miejscowość Castel Gandolfo, gdzie Papież ma swoją rezydencję. Objeżdżamy jeziorko dookoła i ogień w stronę Sabaubii!
Po przybyciu na miejsce zostaliśmy oczarowani tym co zobaczyliśmy – piękna piaszczysta plaża, na której ludzi można było policzyć na palcach obu dłoni. Niestety nie mieliśmy szczęścia i nic ciekawego nie znaleźliśmy by się zatrzymać tam na parę dni. W sąsiedniej miejscowości znaleźliśmy camping, gdzie zatrzymaliśmy się na najbliższe dni.
Trafiła nam się klimatyzowana przyczepa campingowa, z dwoma przedsionkami i kuchnią w super cenie!
Zaczynamy „plażing”!

     

Dzień 8

Leżymy do góry brzuchami popijając piwko i winko :P

       

Dzień 9

Tego dnia też leżymy do góry brzuchami popijając piwko i winko!

     

Dzień 10

Trasa +/-
W siodle: 7 godzin
Przejechany dystans: 369km

Dziś, spontanicznie, decydujemy się na wycieczkę do Neapolu. Marcin powiedział nam, że „cywilizacja” we Włoszech kończy się na wysokości Rzymu – nie wiedzieliśmy o co chodzi… Odpowiedź sama dosyć szybko przyszła… W drodze do Neapolu zahaczamy o Wezuwiusza. Troszkę pobłądziliśmy, gdyż znaki niejednoznacznie wskazują, gdzie należy jechać… Sygnalizacja drogowa z moich obserwacji służy tylko i wyłącznie do oświetlania drogi w nocy… Ruch drogowy opiera się na wymuszaniu pierwszeństwa i trąbieniu. Zupełnie jak w krajach arabskich…
Ostatecznie docieramy do wulkanu. Motocykl zaparkowaliśmy nieopodal bramek gdzie sprawdzali bilety, dzięki czemu mocno skróciliśmy pieszą trasę która by nas czekała gdybyśmy przyjechali tu samochodem :P W pełnym słońcu wdrapaliśmy się na szczyt i podziwialiśmy piękne widoki.
Podczas powrotu, na parkingu miała miejsce bardzo komiczna sytuacja. Zawracający autobus, kierowany przez policjanta biegającego dookoła by w nikogo nie uderzyć, walnął radiowóz i dosyć mocno go przerysował. Policjant jakby nigdy nic machnął ręką i puścił go dalej :P

Kierując się w kierunku Pompei, zwiedzaliśmy z siodła Neapol. Długo nie musieliśmy czekać by mocno i wyraźnie poczuć klimat południowych Włoch. Dzieci grające w piłkę na wąskich uliczkach. Wszechobecny syf i brud. Drogi wyłożone kostką brukową. Ludzi wskazujących na nas palcami :P Klimat mroczny i tajemniczy. Zza rogu obserwowała nas włoska mafia.
Na miejscu, po zrzuceniu z siebie ciuchów motocyklowych i udaniu się do kasy po bilety, okazało się, że jest dzień otwarty i weszliśmy za free. Kręciliśmy się to tu to tam podziwiając otaczającą nas historie.

                                             

Dzień 11

Trasa +/-
W siodle: 0,5 godzin
Przejechany dystans: 26km

Po wczorajszym dniu pełnym wrażeń, jedziemy na „rajską” plażę wskazaną przez Marcina. Relax!

                           

Dzień 12

Trasa +/-
W siodle: 8 godzin
Przejechany dystans: 401km

Wszystko co dobre szybko się kończy :( Po rozmowie z moimi rodzicami, którzy w tym momencie przebywali na Chorwacji, postanawiamy w drodze powrotnej ich odwiedzić. Tymczasem trzeba się spakować i w drogę!
Z wielkim bólem serca zostawiamy za sobą naszą przyczepkę. Przed nami dużo wijących się dróg! Czasem zdarzyło się, że utknęliśmy za jakimiś tirami lub dużymi ciężarówkami, lecz generalnie, do pewnego momentu ruch był bardzo znikomy. Tym pewnym momentem był wjazd na drogę S16 ciągnącą się wzdłuż wybrzeża. Niezliczona liczba sygnalizacji świetlnych i samochodów mocno obrzydzała każdy kolejny kilometr. Niemniej dotarliśmy do Porto Sant’Elpidio FM, gdzie znaleźliśmy B&B. Właściciel był motocyklistą i pomimo bariery językowej (mówił tylko po włosku) opowiadałem o minionych dniach.

     

Dzień 13

Trasa +/-
W siodle: 5 godzin
Przejechany dystans: 242km

Dzisiejszego dnia chcemy dojechać do miejscowości Ravenna, po drodze odwiedzając San Marino.
Droga wzdłuż Adriatyku była katorgą… Jak dnia poprzedniego… Miliony samochodów, miliony sygnalizacji świetlnych… Powoli, lecz ciągle do przodu, przemierzaliśmy kolejne kilometry.
„Nie wiedząc kiedy” wjechaliśmy do San Marino. W peletonie wielu turystów jedziemy w stronę Città di San Marino. Dzięki temu, że byliśmy na motocyklu bez problemu znaleźliśmy miejsce parkingowe za które, na dodatek, nie musieliśmy płacić. Kupiliśmy pamiątki, jakieś perfumy, zjedliśmy obiadek i cyknęliśmy parę fotek. Przyjemne podmuchy chłodnego wiatru nie chciały nas wypuścić z tego miejsca ;)
Czas mijał nieubłaganie, a przed nami jeszcze troszkę drogi. San Marino opuszczamy jadąc krętymi, wolnymi od samochodów drogami, kierując się na północ.
Na jutrzejszy dzień zaplanowałem Adze niespodziankę – wizytę w wesołym miasteczku Mirabilandia. W Polsce sprawdziłem, że istnieje możliwość kupna biletu z noclegiem w hotelu w korzystnej cenie, wobec czego odbijamy z drogi SS16 w lewo i w kasie biletowej Mirabilandii kupujemy odpowiednie wejściówki.
O 19 meldujemy się na hotelowym Parkingu. Szybko się rozpakowujemy i idziemy na długi spacer po okolicy.

                       

Dzień 14

Trasa +/-
W siodle: 1 godzin
Przejechany dystans: 46km

Kolejny dzień kolejne wyzwania. Mirabilandia!!

                               

Dzień 15

Trasa +/-
W siodle: 9 godzin
Przejechany dystans: 492km

Po poprzednim dniu pełnego wrażeń, dziś czeka nas długa podróż na Chorwację. Moi Rodzice ze znajomymi w tym czasie byli w miejscowości Stara Baška.
Droga mijała dosyć spokojnie. Dzięki temu, że wyjechaliśmy z rano przez pewien czas uniknęliśmy lejącego się żaru z niema. Przez to, że Aga nigdy nie była w Wenecji, postanowiłem Ją tam zabrać.
Do miasta zakochanych dojeżdżamy o godzinie 14. Jeżdżąc na „ślepo”, wreszcie, znajdujemy jakiś sensowny parking gdzie na chodniku, nie przeszkadzając pieszym, zostawiamy osiołka. Wszystkie rzeczy motocyklowe zostawiamy na motocyklu, spinając je ekspandorami. Było już tak gorąco, że miałem wszystkiego dosyć… Założyłem blokadę na tarcze hamulcową o poszliśmy zwiedzać.
Ludzi od groma. Gorąco ja diabli. Ale tym razem nie śmierdziało ;) Szwendaliśmy się to tu to tam ponad dwie godzinki.
Czas wracać…
Do Starej Baški dojeżdżamy około 23.
Cali i zdrowi dojeżdżamy do Rodziców.

                 

Dzień 16

Relax!

                             

Dzień 17

Trasa +/-
W siodle: 14 godzin
Przejechany dystans: 1034km

Po miło spędzonych dniach w rodzinnej atmosferze, widząc na horyzoncie zbliżający się koniec urlopu wstajemy wcześnie rano, by jak najszybciej wyjechać w trasę powrotną. Nie obyło się, oczywiście, bez rodzicielskiej wałówki na drogę ;) Po czułych pożegnaniach ruszamy w kierunku Polski.
Przez Słowenię przejeżdżamy omijając autostrady, dzięki czemu jechaliśmy bardzo fajnymi, lokalnymi dróżkami, często o szerokości półtora samochodu, wijącymi się po polach i lasach.
W Austrii na drogach mijaliśmy wiele armatury. Jak się potem okazało był wielki zlot Haraśów :P
W domu meldujemy się o 21:12.

         

Podróż w liczbach:
17 dni
90,5 godzin w siodle
225,521 litrów wypalonej benzyny
1288,98 zł wydanych na paliwo
4841km przejechanych kilometrów
6000zł +/- łączny koszt wakacji

Wspomnienia bezcenne…

PS Do dyskusji na temat wyprawy zapraszam tu: http://allriders.pl/forum/topic/489-o-makaronie-pizzy-prze%C5%82%C4%99czach-i-wulkanie-w%C5%82ochy-2015-by-aqlec-i-hermes/